Dzień Kobiet w PRL-u: Z okazji 8 marca tow. Gierek składa życzenia
Otrzyjcie łzy, tęskniący za 8 marca w peerelowskim wydani
Spod piór socjologów wyszły tony opracowań peerelowskich obyczajów. Udowodniono w nich po tysiąckroć, że 8 marca był świętem fasadowym, niezapewniającym kobietom ani szacunku, ani jakichkolwiek wymiernych korzyści. Ale wciąż wspomnianym z rozrzewnieniem przez pokolenia obdarowywanych bukietami goździków i tulipanów pań i panów, którym nadarzała się okazja do nadprogramowej wypitki. Co więcej, w socjologicznych badaniach doskonale widać pęknięcie wśród badanych: oficjalnie popierano odgórnie narzucone święto, prywatnie kpino z niego, ile wlezie, pamiętając wystawanie w niekończących się ogonkach do kwiaciarń i cukierni. Z oficjalnej propagandy dawno zniknęły traktorzystki i niewiasty z kielnią w ręku. Nowe czasy wymagały kobiet nowego gatunku: dobrze ubranych, eleganckich, a przede wszystkim kobiecych, kojarzących się ze statusem obywatelek dziesiątej potęgi gospodarczej świata. Polka przestała być bezkształtną istotą w roboczym kombinezonie, zaczęła aspirować do nowych czasów. Owej przemianie basowały gazety: "Kwiatkiem i dobrym słowem czczą Dzień Kobiet ojcowie i synowie, koledzy i szefowie, jako że ów obyczaj wszedł na dobre w tradycje rycerskich Polaków".